sobota, 14 września 2013

#6

Nibylandia, 14.09.2013
Wirtualny przyjacielu!
Od moich ostatnich zwierzeń tutaj minął już spory odcinek czasowy, jeśli dobrze liczę to chyba minęło już ze 4 miesiące.  Jak zwykle przez ten czas dużo się u mnie pozmieniało. 
Zacznę od tego że skończyłam drugą klasę, co prawda bez wyróżnienia, ale też z nie najgorszym wynikiem. Pod koniec maja pożegnałyśmy sie z naszymi siatkarzami, którzy rozjechali się do swoich domów kończąc sezon 2012/13. Cały czas miałyśmy nadzieję, że nie ze wszystkimi żegnamy się na zawsze, a przynajmniej nie z naszymi ulubieńcami. Stało się jednak inaczej i zmienili nam większą część drużyny(zostało 5 osób), łącznie z trenerami i naszymi ulubionymi zawodnikami. Cóż, musiałyśmy się z tym pogodzić. Pierwszą połowę wakacji spędziłam trochę w domu, trochę nad jeziorem, dwa tygodnie spędziła tam też ze mną Amy. 1 sierpnia na reszcie przylecieli nasi Angole, czyli ciocia, wujek oraz Agnes z Martinem i dzieciakami. Nie od razu się z nimi wszystkimi spotkałam, gdyż wtedy byłam z mamą, Amy oraz moją młodszą siostrą Megan na domku, ale przyjechała do nas Olivia, córka Agnes i Martina. 17 sierpnia odbył się chrzest Oscara oraz ślub i wesele jego rodziców, a tydzień później poleciałam na długo wyczekane wakacje w Anglii. Było naprawdę świetnie i tak mi się spodobało, że za rok zamierzam jechać tam do collegu. Kiedy wróciłam, rok szkolny trwał już od tygodnia, więc musiałam nad robić zaległości, które nie były takie wielkie i w poniedziałek 9 września poszłam wreszcie do szkoły. Musze przyznać ze tęskniłam już za moją klasą, choć przed wakacjami doszło między nami do lekkich spięć (ale już jest ok) oraz (choć może to dziwne) za szkoła. W tym roku już nie mamy tak bliskich relacji z Janet i bardzo się z tego powodu cieszę. Nie podoba mi sie jednbak to, że nadal jestem taka kochliwa i znów zaczyna mi sie podobać kolega z klasy, ale o tym kiedy indziej. 
Dziś wybieram się z rodziną do cioci. 
-Lucy

niedziela, 19 maja 2013

#5


Nibylandia 18. 05. 2013 r.
Drogi Pamiętniku!
Od kilku miesięcy moje życie się zmieniło. Współpraca i znajomość z miejscową drużyną siatkarską to marzenie nie jednego kibica. Do tego bardzo wczułam się w rolę reporterki i moje plany na przyszłość trochę się pokomplikowały. Zostać lekarzem, czy może dziennikarzem? Jeśli nie pokonam bariery wstydu to chyba zdecyduję się jednak na tą pierwszą opcję. 
Skoro już piszę o mojej odwadze, ostatnio trochę mi jej przybyło, jednak wydaje mi się, że tylko i wyłącznie w stosunku do siatkarzy. Ostatnio byłam u nich sama, bez Amy i zachowywałam się tam na prawdę na luzie. Praktycznie w ogóle się nie stresowałam. Jednak w stosunku do rówieśników nadal jestem nieśmiała, może niekoniecznie w tym samym stopniu co kiedyś, ale jestem. Konkretniej chodzi mi o pewnego chłopaka. Spodobał mi się już pewien czas temu, a dokładniej 9. 04 na wycieczce szkolnej do stolicy. Jednak ja nie potrafię do niego po prostu podejść i zagadać, boję się ze gdybym to zrobiła nie wiedziałabym o czym rozmawiać. Raz odważyłam się napisać do niego na Facebooku  była to bardzo krótka rozmowa, więcej nie pisaliśmy... Od wczoraj znów dużo o nim myślę. Weszłam dzisiaj na Besty i pierwszy wyświetlił mi się filmik "MOŻE", zaciekawiona, a może po prostu, z powodu nudy kliknęłam play i zaczęłam oglądać. Krótka prezentacja mówiła o tym że powinniśmy działać, bo może osoba którą spotkamy na przystanku jest naszą drugą połówką, może za pewien czas byśmy się pobrali i wiedli razem szczęśliwe życie, a może po prostu nic nie zrobimy i ta osoba odjedzie pierwszym autobusem, który się pojawi, a wtedy będzie już za późno. Dało mi to do myślenia i nie wiedzieć czemu coś podkusiło mnie do zaglądnięcia na kanał osób  która to dodała na YouTube. Okazało się że jest to strona internetowa "Odważ Się Żyć", weszłam na nią. Znalazłam tam mnóstwo filmów, które mówiły o motywacji, oraz kilka obrazków. Wtedy zrozumiałam że muszę przestać przejmować się zdaniem innych, nie poddawać się i uparcie dążyć do celu. Postanowiłam że wezmę się za siebie i schudnę, oraz, że jakoś zbliżę się do tego chłopaka. Kliknęłam "lubię to" na tej stronie i zjechałam na sam dół, żeby zobaczyć czy ktoś z mich znajomych oprócz mnie lubi tą stronę. Jeśli przypadki istnieją, to był to po prostu jeden z nich, ale jeśli nie to nie wiem jak to zrozumieć. Stronę lubił tylko jeden znajomy, TEN chłopak. 
Co to miało być? Zachęta? Znak od Boga? Nie wiem i chyba jak na razie pozostanie to dla mnie tajemnicą. 
-Lucy

sobota, 9 marca 2013

#4

Nibylandia, 09. 03. 2013 r
Kochany Pamiętniku! 
Tyle ostatnio wydarzyło się w moim życiu! Może, aż za dużo... Chodzi o siatkarzy, nie skończyło się na słowach prezesa. 
4 marca wchodząc na swojego bloga okazało się że mam dwa pierwsze komentarze. To taka miła niespodzianka, jeśli od pewnego czasu piszesz i w sumie to nie wiesz czy piszesz to tylko dla siebie czy może ktoś to czyta. Coś mnie tknęło i postanowiłam sprawdzić skrzynkę pocztową. Zalogowałam się i... SZOK! Czekał tam na mnie e-mail od Wojtka- kapitana naszej drużyny. Przyprawił mnie on o palpitacje serca, popłakałam się ze szczęścia. Oznajmił mi ze bardzo mu się podoba to co robię i że bardzo mu w ten sposób pomagam. Napisał także że na najbliższym meczu wręczy mi plakat z podpisami całej drużyny bez wyjątku, oraz coś jeszcze, ale to niespodzianka... Nikt nie jest w stanie wyobrazić sobie co wtedy czułam. Od razu zabrałam się za odpowiedź. Gdy wreszcie coś napisałam zebrałam się i udałam do Amy, która zaprosiła mnie na noc. Ustaliłyśmy że na drugi dzień idziemy na trening chłopaków. A o godzinie 22 dostałam kolejnego maila. Następnego dnia byłam strasznie rozkojarzona i nie mogłam skupić się na żadnej lekcji. Czekałam tylko na godzinę 17. Wreszcie nadeszła upragniona godzina i znalazłyśmy się na hali. Chłopcy dawali z siebie wszystko, a my obserwowałyśmy ich trud. Wreszcie gdy kilku zaczęło ściągać jedna z dwóch siatek postanowiłyśmy się zwinąć. Przy wejściu spotkałyśmy Wojtka. Przedstawił nam się i my mu również i powiedział ze od teraz mamy darmowe wejścia na mecze ii wgl... tak właściwie to cały czas on mówił a my tylko przytakiwałyśmy i uśmiechałyśmy się. haha. Trener również nam się przedstawił i pogratulował świetnie wykonywanej pracy. Zostałyśmy także zaproszone na wyjście wraz z drużyna do przedszkola i taks ie stało, w czwartek zamiast pójść na rekolekcje wybrałyśmy się jako "reporterki" wraz z chłopakami do przedszkola. Trochę zaspałyśmy, gdyż o 9 miałyśmy być u naszej wychowawczyni po aparat, który nam pożyczyła, a wstałyśmy dopiero o 9:41, ale pani podrzuciła nam go pod hotel po drodze do przedszkola. Ale na miejscu byłyśmy nawet zdecydowanie za wcześnie. Teraz to już dla mnie normalne że z nimi współpracujemy, a jeszcze tydzień temu nawet bym o tym nie pomyślała. : ) 
Szczęściary z nas... Nie dość że współpracujemy z naszymi ulubieńcami, to jeszcze mamy coś tak wspaniałego jak prawdziwą przyjaźń <3. 
-Lucy

sobota, 2 marca 2013

#3

Nibylandia, 02.03.2013r
Drogi Pamiętniku!
Dzisiejsza sobota zdecydowanie należy do 'tych lepszych' Byłam na meczu mojej ukochanej drużyny siatkarskiej, ale może zacznę od początku...
W każdą sobotę nasza miejscowa drużyna siatkarska gra mecze, raz na naszej hali, a raz na wyjeździe. Od początku sezonu nie opuściłam jeszcze ani jednego meczu i nie zamierzam żadnego opuścić. Wciągnęła mnie w to moja ukochana wychowawczyni, pani Greenmayer. Teraz zacięcie kibicuję naszemu zespołowi, jak również innym tym 'z wyższego szczebla', których oglądać mogę w TV, ale do rzeczy. Dzisiaj właśnie odbyło się jedno z takich spotkań. Amy oraz Janet, które także wpadły w "macki" siatkówko-manii, nie mogły iść, wiec musiałam znaleźć sobie kogoś innego do towarzystwa, lub też iść sama. Perspektywa siedzenia samej na trybunach obok krzyczących, gwiżdżących i trąbiących dziadków mnie nie zachęcała, więc rozpoczęłam poszukiwania osoby towarzyszącej. Wszyscy albo byli chorzy, albo nie mieli czasu, albo mieli wybite kolano (Katie), ale wreszcie chęć pójścia razem ze mną wyraziła Izzy. Na hali byłyśmy już tradycyjnie godzinę wcześniej, ale tak właściwie to dzisiaj przyszłyśmy wyjątkowo wcześnie.Oczywiście na trybunach były ogromne emocje. Doping kibiców nosił piłki i udało się! Wygraliśmy 3:1. :) Wynik zadowalający. MVP meczu został mój ukochany gracz, kapitan zespołu. Po meczu drużyna przybijała tradycyjnie piąteczki z kibicami i Rafał, zawodnik z którym pisałam na fb uśmiechnął się do mnie. Albo uśmiechał się tak do wszystkich, albo mnie poznał. No i oczywiście Lucy -podjar. Ubrałyśmy się i zmierzałyśmy w kierunku wyjścia. W drzwiach prowadzących na zewnątrz minęłyśmy się z Prezesem zespołu. Nawiązałam z nim kontakt wzrokowy, więc posłałam mu uśmiech, a on się odezwał 'czytamy bloga, czytamy, czytamy'. Dziewczyny, koleżanki Izzy zaczęły gadać "yyy jakiego bloga?", "o co chodzi?", a ja wiedziałam że to było skierowane do mnie. Tylko skąd on wiedział że to ja? Od pewnego czasu prowadzę bloga, właśnie o tej drużynie. Fakt kilka razy dodałam link do niego w komentarzu na oficjalnej stronie drużyny, ale przecież to dodać mógł każdy. Jedyne rozwiązanie: widział moje zdjęcie z siatkarzami i ma tak dobrą pamięć do twarzy, że bez problemu mnie poznał. Być może... Nie wiem... i zapewne nigdy się nie dowiem, ale tam... : ) I tak się JARAM. :D. 
A jutro czeka mnie cały dzień w książkach. Trzeba nadrobić zaległy tydzień. : ( Na szczęście do szkoły idę tylko na 3 dni, gdyż potem mamy rekolekcje, przez co nie mamy żadnych lekcji w czwartek i piątek. Pocieszające.. : ) 
-Lucy

piątek, 1 marca 2013

#2

Nibylandia, 01.03.2013 r
Kochany Pamiętniku!
Dzisiaj piątek... Ahh jak ja lubię piątki, co prawda w moim wydaniu niczym nie różni on się dzisiaj od np jutrzejszej soboty, ale to szczegół. 
Dzisiaj Janet organizuje urodziny. Nie wiem kto na nich będzie, ale idę, bo przecież nie wypada skoro zostałam zaproszona. O 14 jestem umówiona z Amy, idziemy po prezent. Jeszcze nie wiemy co jej kupimy. Może coś do kąpieli? Zobaczymy. Mam nadzieję że nie będzie tak strasznie nudno jak to było w sylwestra. Tak, to było coś... Zabawa jak na stypie. O północy trochę się rozkręciło -widomo, odliczanie, szampan i te sprawy. Mam nadzieję że za rok uda nam się zorganizować coś lepszego. Ale nie ważne, przecież mamy jeszcze rok. Tym czasem wakacje zbliżają się wielkimi krokami. Strasznie się cieszę i już nie mogę się doczekać. Z moich obliczeń wynika że zostało mi już tylko ok. 51 dni nauki do czerwca (nie licząc weekendów, rekolekcji, egzaminów 3 klas, wycieczki, wyjazdu do lekarza, świat itp). Cieszę się, bo patrząc na to jak szybko ostatnio leci czas, to minie to zanim zdążymy się obejrzeć. Zaraz po wakacjach na mojej liście rzeczy na które czekam znajduję się wiosna. Nie mogę się doczekać kiedy wreszcie śnieg zniknie z chodników, trawa robi się soczyście zielona, na drzewach zaczyna pojawiać się listki i wszystko zacznie tętnić życiem. Jak na razie zapowiada to tylko słońce przedzierające się do mojego pokoju przez fioletowe rolety. Miejmy nadzieję ze nie trzeba już długo czekać na tą porę roku. : ) 
 A na obiad dziś są naleśniki z serem i bitą śmietaną. Mniaaam <3
-Lucy

czwartek, 28 lutego 2013

#1

 Nibylandia, 28.02.2013r

Drogi pamiętniku!
     Dziś zostałam kolejny dzień z rzędu w domu. Zaspałam i doszłam do wniosku że już nie opłaca się iscć do końca tygodnia. Tak wiec jutro też siedzę w domu. ehh... Do tego wszystkiego pokłóciłam się z przyjaciółmi, ale może zacznę od początku. 
   Kilka dni temu dowiedziałam się że w wakacje jadę do Anglii. Co prawda najpierw się nie zgodziłam, ale po namowie mojej kochanej mamy chrzestnej zdecydowałam się jednak pojechać. Powiedziałam o tym tylko trzem osobom. Nie chciałam się chwalić. Pierwszą z nich byłą Amy -moja najlepsza przyjaciółka. Dowiedziały się także Katie oraz Laura, ale skupmy się na Amy. Wczoraj dostałam wiadomość od Janet -ehh i tu zaczynają się schody, niby nazywam ja swoja przyjaciółką i w ogóle, ale tak na prawdę nie jest ona dla mnie kimś ważnym, mniejsza o to, zapytałam jej czy nie wie jak mogę zarobić trochę kasy, bo muszę trochę zaoszczędzić do sierpnia, a ona zapytała, po co? A ja po prostu odpowiedziałam jej zwyczajnie, że jadę do chrzestnej, nie chciałam jej mówić o wyjeździe. Jej odpowiedź mnie zaskoczyła, napisała że już o tym wie. WTF?! Skąd ona o tym może wiedzieć?! Pierwsza i jak się okazało słuszna myśl -Amy. Wywołałam lekkie zamieszanie, ale chciałam się dowiedzieć dlaczego moja BFF nie zachowała tego dla siebie. Czy to jakaś sensacja? Bo jak dla mnie to nic nadzwyczajnego, zwykły wyjazd i jakoś się nim specjalnie nie jaram. Powiedziałam jej że nie chciałam aby ta cała Janet się dowiedziała gdyż ona potrafi to rozgadać wszystkim, tak jak kiedyś o moich zniszczonych okularach. Nie ważne, pogodziłyśmy się i miałam nadzieję że to już koniec tej sprawy, jednak myliłam się. Dzisiaj Janet wysłała mi dość długiego smsa w którym przekazała mi ze uważa że mam ją gdzieś i że jej nie ufam i że 'przez przypadek' przeczytała wczorajszą rozmowę moją i Amy. Wkurzyłam się. Jakim prawem ona czytała naszą rozmowę?! Zaczęłyśmy się kłucić i oczywiście na kogo spadła CAŁA  wina? Oczywiście na Lucy. eh.. Przywykłam, oczywiście nie twierdzę,że jestem całkowicie bez winy... Do tego pokłóciłam się z Amy, gdyż nie wierzyłam w przypadek i myślałam że ona jej tą rozmowę pokazała. Ale już się wyjaśniło. Amy (ponoć) dała Janet telefon, a ta wlazła w jej wiadomości przez co dowiedziała się o czym pisałyśmy... ehh.Najgorsze w tym wszystkim jest to że ja naprawdę nie ufam J. Może nie mam jej gdzieś, ale na pewno nie jest ona moja prawdziwą przyjaciółką. Po za tym moim zdaniem przyjaźń rodzi się latami, więc jak do cholery przez zaledwie rok mogłyśmy się zaprzyjaźnić... Choć właściwie to jest to możliwe, ale Janet jest fałszywa i po prostu jej nie toleruję, to znaczy poprawka toleruje ją ale tak na prawdę ją okłamuję robiąc dobrą minę do złej gry.
     Mam nadzieję że ta sprawa więcej do mnie nie wróci...
-Lucy

wstęp.

Cześć. Założyłam tego bloga by móc mówić o swoim życiu. Będę tu pisać o wszystkim pod pseudonimem 'Lucy' : ) . Swoich bliskich przedstawię również pod pseudonimami. : P . Ten blog jest dla mnie, wiec nie muszą odwiedzać go 'tłumy' : )